środa, 3 lipca 2013

Rozdział trzeci.

-Ej stary, dałbyś już spokój no. - Jęknął zrezygnowany Syriusz Black do przyjaciela, jeszcze bardziej rozwalając się na sofie w jego salonie. Na podłodze siedział James w otoczeniu masy rozwalonego, kolorowego papieru , taśmy klejącej i mnóstwa innych, bliżej nie określonych rzeczy.
- Hej!! Ziemia do Pana Pottera!! Są WAKACJE! Wyślij jej no nie wiem... kwiatki jakieś czy coś i TYLE. - wył zrezygnowany Syriusz mimo iż, przewidywał, że cokolwiek by nie powiedział nic nie jest w stanie aktualnie oderwać  przyjaciela od jego misji - zrobienia olśniewającego, niezapomnianego prezentu wybrance swojego serca bla bla bla bla bla Lily Evans. Westchnął głęboko i po raz setny rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby mu zapewnić choć trochę rozrywki. Ponieważ jednak nie znalazł niczego w pobliżu postanowił udać się na zewnątrz. Syriusz zdążył już się przyzwyczaić, że ilekroć sprawa dotyczy rudowłosej Lily Evans, jego przyjaciel zupełnie pozbywa się rozumu. W sumie dla Blacka było to niepojęte skądinąd, jedna dziewczyna i tyle lat platonicznej miłości? Utrata rozumu ilekroć ją widzi? Nie, zdecydowanie wolał swoje życie, swobodę wyboru, brak zobowiązań, życie wolnego strzelca i tak dalej, mimo, że czasem faktycznie było mu szkoda, że nie potrafi być stały. Chłopak czym prędzej potrząsnął głową by wygonić natrętne myśli, które dążyły w zupełnie niepożądanym przez niego kierunku i ruszył do kuchni. Był ciepły letni wieczór, no dobra, w sumie północ, a on nie miał nic do roboty przez... jeśli patrząc na postępy Jamesa.. jakieś jeszcze parę godzin. Na szczęście w domu państwa Evans, u których aktualnie pomieszkiwał, pilnowano by nigdy nie zabrakło odpowiedniego wyposażenia spożywczego,a nic nie jest tak dobre na ciepło i nudę jak buteleczka czy dwie zimnego piwa. W sumie po pewnym czasie zdołał się przekonać do tej odmiany mugolskiego trunku. Wziął więc z szafki dwie butelki i ponownie udał się do salonu. Mimo wszystko wierzył, że przyjaciel wkrótce skończy,
****
James Potter krytycznie spojrzał na swoje dzieło. Powiedzieć, że zamiary całkowicie minęły się z rezultatem to łagodna wersja. Nie wiedzieć czemu, w książce, którą zdobył od handlarza mugolszczyzną , wyraźnie napisano, że jest to prosty, łatwy i szybki sposób na wspaniały prezent. Generalnie chciał zrobić Lily kartkę, ale... nic nie wyszło tak jak powinno. Klej nie trzymał, papier rwał się w rękach i nie chciał zaginać jak na obrazku, nożyczki nie cięły równo. Wszystko szło jak po grudzie a czas naglił. Syriusz, znudzony nic nie robieniem w końcu nie wytrzymał i udał się na górę, patrząc na zegar, jakieś trzy godziny temu, a on siedział na podłodze w pustym salonie jak idiota, i sklejał papierowy badziew by móc uwierzyć, że sprawi tym Lily przyjemność. Od ich ostatniego spotkania minął prawie miesiąc ale James wciąż wspominał ciepło chwile, kiedy uświadomił sobie, że tak właściwie to jego stosunki z rudowłosą się nieco ociepliły. Sam nie wiedział kiedy, ale jakoś tak od pewnego czasu nie wrzeszczała już tyle na niego, ani ni była tak oziębła. Fakt, może ostatnio nie rozmawiali zbyt często, ale iskierka nadziei zatliła mu się nieco większym blaskiem. Po dłuższym namyśle odłożył na bok nieudaną kartkę i postanowił mocno zmienić swoją koncepcję urodzinowego  prezentu dla miłości swojego życia. Spojrzał ponownie na zegar. Będzie trochę ciężko ale do rana powinien się wyrobić.
****
Długo nie mogłam zasnąć. A gdy już to zrobiłam śniło mi się coś dziwnego. Miałam dziwne uczucie jakbym spadała, długo, pochłaniana przez ciemność, otoczona dziwnymi dźwiękami. Obudziłam się nagle, gwałtownie. Z włosami zwichrzonymi przez ciągłe rzucanie się na łóżku, Z przyśpieszonym oddechem i ciałem lepkim od potu.. Westchnęłam głęboko i odruchowo potarłam o siebie ręce. Pierścionek na palcu był dziwnie ciepły. Zanim położyłam się spać próbowałam ściągnąć go z palca ale nadaremnie. To nie tak, że jest za ciasny i po prostu nie chce przejść mi przez palec. Nie on... jakby to określić.. scalił się z moją skórą. Stanowi teraz część mnie. Wiele czytałam o czarnomagicznych przedmiotach, jednak ten wcale nie wzbudza grozy we mnie, za to czuję jego dziwną przynależność do mojej osoby. Wiem, że jego obecność jest właściwa. Nie pytajcie skąd. Przeczucie. Przez zasłonięte okno wkradają się pierwsze promienie słońca. Nadchodzi kolejny ciepły nudny dzień.  Nie mogę zbyt długo wysiedzieć w łóżku. wstaję więc i ruszam do łazienki. W tym momencie rozlega się ciche pukanie do.... okna?. Marszczę brwi w zaskoczeniu. Sowy odleciały koło pierwszej i nie spodziewałam się zbyt szybko ich ponownej wizyty. Stukanie rozlega się ciut głośniej. Przegarniam włosy ręką w zamyśleniu i ruszam z powrotem do swojego pokoju. Niepewnie podchodzę do okna i gwałtownie rozsuwam zasłony. Postać za oknem odskakuje gwałtownie i z ledwością łapie równowagę na miotle wiszącej w powietrzu. Dopiero po chwili wypuszczam powietrze z ust, które wciągnęłam widząc niebezpieczne akrobacje i zwisanie do góry nogami chłopaka przede mną. Gdy mija szok wypełnia nie złość. Otwieram okno i syczę na niego.
-Co Ty wyprawiasz?!
Potter, jak to miewa w zwyczaju uśmiecha się szeroko i poprawia swoją pozycję na miotle. W jednej ręce trzyma średniej wielkości pudełko. 
-Odwiedzam.
- O czwartej nad ranem?!
- W miłości czas nie ma znaczenia..
- Oh daj rzesz spokój z takimi tekstami. - burczę zdenerwowana. Nienawidzę jak ktoś mnie zaskakuje. Szczególnie w moim własnym domu. Szczególnie jeśli jest to chłopak. A już prze szczególnie jeśli owym chłopakiem jest szczerzący się głupkowato James Potter.
-Dowiem się czego chcesz? 
-Noo życzenia złożyć, nie?Patrzę na niego zdumiona. Życzenia? O czwartej nad ranem? A co ze zwyczajowym "Wszystkiego Najlepszego " na kawałku papieru? Czy on na prawdę zawsze musi być tak przesadnie oryginalny?
Z pokoju obok słyszę jęki. Jeśli Petunia swoim szóstym zmysłem sensacji wykryje w pobliżu mojego pokoju czarodzieja, będą kłopoty zdecydowanie większe niż po wczorajszej nieudanej kolacji. 
Wypuszczam głośno powietrze z ust i cedzę przez zęby niezbyt miłe zaproszenie.
Potter nie dowierza własnym uszom. Ja sobie też nie dowierzam ale jest ranek, a znając jego, to wizyta nie potrwa szybkich trzech minut. Nie, Potter odprawi cały ceremoniał. Odsuwam się od okna umożliwiając chłopakowi wejście do mojego pokoju. Wspominałam już, że nienawidzę naruszania mojej przestrzeni? No cóż, Potter nigdy nie przejmuje się takim rzeczami więc z charakterystyczną dla siebie swobodą po prostu siada gwałtownie mi na łóżku z przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem. Że też go szczęki nie bolą....
- No więc co tam u Ciebie? - słyszę 'nonszalanckie ' pytanie. Serio? Naprawdę serio? Intruz w moim pokoju o czwartej rano pyta się co u mnie? No chyba nie. Nie może po prostu przejść do rzeczy, żebyśmy mogli mieć już to za sobą?
-Słuchaj... - zaczynam siląc się na cierpliwość. Mam jakieś takie dziwne przeczucie, że czeka mnie dziś porządna migrena.
-Ok. Ok. już przechodzę do rzeczy. Widzisz.. .. otóż.. ja... chłopaki... Twoje urodziny... prezent.. no wiesz...
 Patrzę na niego zdumiona. Nie.. z rana zdecydowanie nie mam w sobie dużych pokładów cierpliwości... posiadam za to niewyczerpalne źródło irytacji. Chłopak, widząc moje spojrzenie milknie i wyciąga zza siebie pakunek.
- Wszystkiego Najlepszego Lily... - podaje mi ostrożnie pakunek do rąk. O dziwo nie jest to zwykły prezent.
- To ..ciasto? Spoglądam na Jamesa zaskoczona. Chłopak wzrusza tylko ramionami i mamrocze:
- No.. kupiliśmy Ci.. wiesz.. taki prezent od Huncwotów i wgl...
Rozchylam ozdobny papier. Ciasto jest jeszcze ciepławe. Na wierzchu ktoś starannie wykaligrafował moje imię i ogromną 16. Poziom irytacji maleje, zastąpiony lekką radością. Nagle jednak coś sobie uświadamiam. To nie jest zwykłe ciasto. To nawet nie jest ciasto z cukierni. To jest DOMOWE ciasto. Ponownie spoglądam na siedzącego mi na łóżku chłopaka, który nerwowo przeciera szkła swoich okularów. Czyżby? Nie.. No po prostu.. Nie, gdyby koś mi kiedykolwiek powiedział, że James Potter piecze na pewno odesłałabym go po jakiś eliksir na głowę. Ale teraz.. jestem całkowicie pewna, że to on piekł ciasto ( na policzkach ma nawet całkiem uroczy rumieniec) a Huncwoci nie mieli z tym nic wspólnego. No ale nie powiem tego głośno bo i tak zaprzeczy. Wiem, rozczulam się ale.. nikt jeszcze nie zrobił dla mnie niczego tak słodkiego i uroczego, mogę więc sobie pozwolić na chwilę zapomnienia.  Po dość długiej chwili milczenia postanawiam w końcu się odezwać i rozładować atmosferę.
- No to skoro ciasto od najsłynniejszych chłopaków w Hogwarcie samo przyleciało mi przez okno, to niechybnie należy od razu je spróbować - sile się nawet na uśmiech po czym wypadam z pokoju. Serce trochę zbyt mocno mi bije. W domu panuje grobowa cisza. Schodzę pomału, żeby żadne nieostrożny ruch nie spowodował olbrzymiej katastrofy. W kuchni odnajduję duży kuchenny nóż, do ręki biorę jeszcze talerzyki i ponownie ruszam na górę. Mam mieszane uczucia. James Potter w moim domu. W moim pokoju. I to jeszcze na moim łóżku ! Na paluszkach pokonuję drogę na piętro i delikatnie odchylam drzwi do pokoju siostry. Na szczęście śpi głęboko. Przed wejściem do swojego pokoju wykonuję głęboki wdech aby choć trochę uspokoić swój oddech. Gdy otwieram drzwi zamieram. Podchodzę bliżej by sprawdzić czy mam rację. Śpi!! Wyciągnięty jak długi. W czarnej koszulce i spodniach. Z przekrzywionymi okularami i lekkim uśmiechem. I to na MOIM ŁÓŻKU. Nosz... Ponieważ mój pokój jest strasznie mały, a przez obecność na podłodze długich nóg Jamesa jeszcze mniejszy, jedynym miejscem gdzie mogę usiąść jest łóżko. Nawet ja mam jakieś resztki sumienia, a moją żelazną zasadą jest nie budzenie śpiących. (sama tego wręcz nienawidzę). Z dolnej części szafy wyciągam butelkę Piwa Kremowego.
W tort wsadzam małą świeczkę. i w ciszy myślę życzenie. Zdmuchuję świeczkę jednym szybkim wydechem. Wciąż czuję się nieswojo. Może by tak jednak złamać tę żelazną zasadę? Odkładam tort na bok i sięgam po okulary chłopaka, żeby nie doznały uszczerbku. Potrząsam lekko jego ramionami.
- Potter... wstawaj...nooooo...rusz się - syczę mu koło ucha
-Yhmmmm -mamrocze i mocniej wciska twarz w moją kołdrę. Wrrrrr...
-No rusz się! -staram się mówić ostrzej i mocniej potrząsam jego ramionami. I nic. Zero. Hmmm a może by tak.. Siadam na brzegu łóżka i nachylam się nad uchem chłopaka. Staram się żeby jednak mimo wszystko nie pobudzić domowników i jak tylko mogę, próbuję udać przerażony głos Petera.
- Filch!! Potter zerwał się gwałtownie a ja w tym momencie bardzo szczerze pożałowałam swojego pomysłu.  Rozległ się głuchy, ciężki plask. To byłam ja.
-Co jest ?! Gdzie ja jestem?! - denerwował się James na łóżku. To będzie ciężki dzień, a nawet się dobrze nie zaczął. Wstałam rozcierając obolałą głowę. Za parę godzin powinnam mieć tuż nad okiem śliczne limo.
-Ciiiiszej! Pobudzisz wszystkich!
-Lily?! Co ty tu robisz? Kurde nic nie widzę...
- Masz.. włożyłam mu w rękę jego okulary.
-Czekaj.. gdzie ja jestem..? - spytał rozglądając się już w okularach po moim pokoju.
Nie odpowiedziałam. Może jak sam sobie uświadomi gdzie jest to resztę też skojarzy. W sumie nawet nie musiałam zbyt długo czekać na (zbyt głośne jak na mój gust) "Aaaaa ".
- To co z tym tortem? - spytał już całkiem wesoło racząc mnie swoim wyszczerzem. W milczeniu  podałam podeszłam do komody i zaczęłam kroić ciasto. Pachniało całkiem przyjemnie. Na oko było czekoladowe, z jakimś...kremem chyba, i orzechami ...albo nie.... to raczej są chyba migdały.. i wiśnie?. No cóż zobaczymy. Podeszłam do łóżka z talerzykami z tortem i usiadłam po przeciwnej stronie Pottera podając mu talerzyk. O mało nie krzyknęłam i nie upuściłam ciasta, kiedy nasze palce się zetknęły. Pierścionek zapalił się. Nie dosłownie stanął w płomieniach tylko, nagle zrobił się niesamowicie gorący na parę sekund po czym powrócił do normalnej temperatury. Potarłam parę razy palcami o siebie i podniosłam rękę przed oczy. Niee nie miałam żadnych śladów. Nic się nie zmieniło. Opuściłam rękę i napotkałam zdumione spojrzenie Jamesa.
- Oh to przez pierścionek .. za ciasno przylega i palec mi zdrętwiał - wytłumaczyłam nerwowo. James uniósł brwi jeszcze wyżej.
- Evans.. ale ty przecież nie nosisz żadnego pierścionka. Oniemiałam.
-Jak to nie przecież... spojrzałam ponownie na swoją dłoń. A jeśli.. faktycznie go nie ma? Czytałam kiedyś o czymś takim. Tak jak czarodzieje ukrywają swoje magiczne przedmioty przed mugolami, że tylko magiczni moga je zobaczyć, tak podobno jest coś takiego, że tylko nieliczni lub wybrani mogą dostrzec jakiś konkretny magiczny przedmiot i chyba mam do czynienia właśnie z taką sytuacją.
- Eee tak, teraz nie.. ale miałam go wczoraj dosyć długo i ... no nieważne.. zacznijmy jeść !
Potter rzucił mi jeszcze jedno zdziwione spojrzenie, po czym utkwił swój wzrok w talerzu.
Jedliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam za bardzo o czym by tu rozmawiać. W sumie to ... jakiś pierwszy raz jakiś pierwszy raz kiedy jestem z nim sama, i to na dodatek w małym pomieszczeniu. Zwykle kłócimy się albo ja go ignoruję.  
- Em.. jak tam chłopaki? -zadaję jedno z pierwszych pytań jakie przychodzą mi do głowy
- W porządku. Lunatyk siedzi w Szkocji u ciotki. Peter... Peter w sumie nie wiem gdzie teraz przebywa, no a Syriusz jest ze mną. - mówi wzruszając ramionami.
Znowu cisza. Cholera. No i co dalej?
- Dobre  to ciasto , przekaż chłopakom że bardzo dziękuję im za pamięć. No i podziwiam kunszt pani/pana cukiernika. Wyrazy uznania dla tak dobrej roboty.
Chłopak krztusi się i nerwowo łapie powietrze. Ok to było nie fair, ale.
- Serio? Naprawdę ci smakuje? - pyta z niedowierzaniem. Później rozmowa już bardziej się klei. Dowiaduję się, ze Syriusz mieszka u niego od początku wakacji. Rodzice Jamesa aktualnie udali się na wakacje na jakąś wyspę zostawiając chłopakom pusty dom. Całkiem miło się rozmawia.  Aż za miło biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze stosunki. Siedzimy tak do wpół do szóstej wcinając ciasto i opróżniając moje zapasy piwa kremowego, które zachomikowałam u siebie w szafie. Na ulicy pojawiają się pierwsze samochody, Świat wstaje do życia. Czas skończyć to poranne spotkanie.
- Swoją drogą Liluś... to kiedy dasz się zaprosić na randkę? - pyta przymierzając się do wyjścia przez okno.
-Zapomnij
-Akurat. Zobaczysz. Jeszcze kiedyś...
-Oh daj spokój, idź już sobie, no!
Będąc już za oknem Potter dodaje na odchodnym:
- Całkiem sexy ta twoja piżama, ale kupię Ci lepszą.. - i tyle go widziałam.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że wczoraj kładąc się spać założyłam na siebie ... żółtą piżamę.. z misiem na koszulce i serduszkami na spodenkach. Cholera.

2 komentarze:

  1. Ha, ha, ha...!
    Padłam. Zwłaszcza na końcu. Parę szczegółów mi się rzuciło w oczy, ale to już prywatnie bd wytykać :) Nie przy wszystkich, no...!
    Szal, S&S

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Padłam...
      Intrygujące ;)
      Ciekawe co będzie dalej
      Szur S,S&S

      Usuń