poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział piąty.

Jeszcze długo dochodziłam do siebie. Snując się między znanymi i częściowo zatłoczonymi uliczkami wciąż wspominałam tamte wydarzenia rugając się w myślach. Co mi odbiło by się tam pchać? Jeszcze w pojedynkę? Wiem, rodzice nieszczególnie byliby zadowoleni z mojego postępowania. Szłam, czując jak częściowo suche już ubranie wciąż lepi mi się do pleców. W rękach niosłam już parę pakunków z księgarni i kilku innych sklepów. Ręce wciąż mi drżały. Co rusz łapałam się na tym, że bezwiednie moja ręka wciąż ląduje na pierścionku. Nic nie rozumiałam. Skąd oni znali mój pierścionek? Jakim cudem go widzieli? I dlaczego czuję się tak dziwnie? Czemu nie mogę go zdjąć? I czemu czuję więź z nim? Jak przez mgłę pamiętałam jednak jedną rzecz. Mój pierścionek miał...imię. To śmieszne.Nie nazywa się przecież biżuterii. Kiedyś słyszałam, że wyjątkowym mieczom sławni rycerze nadawali imiona, ale pierścionkowi? A może po prostu z czym go pomylili? Ktoś kiedyś miał podobny, który źle się im kojarzył? Mój umysł starał się znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego. Wiele jednak było niedomówień. No ale z tym już nic nie można zrobić. Dwójka pokręconych ludzi. I ja w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. I tyle. A przynajmniej mam taką nadzieję. Gdy wchodzę do kolejnego sklepu, wyjątkowo ładnej, małej księgarni, raczej bliższej antykwariatowi, na tabliczce chyba dla żaru napisano "księgarnia", ktoś znowu na mnie wpada. To nie jest mój szczęśliwy dzień uświadamiam to sobie ponownie. Przede mną, ubrany w szatę, która kiedyś pewnie była czarna, teraz zaś jest już tylko wypłowiałym, brudnym z kurzu i błota wynędzniałym kawałkiem postrzępionego w paru miejscach materiału, stoi nikt inny a sam Severus. Trochę się zmienił, muszę przyznać. Wciąż nosi swoje charakterystyczne czarne, przetłuszczone włosy a cera nawet minimalnie mu nie ściemniała to jednak zaszła w nim jakaś zmiana. Gdy Sev w końcu odkrywa na kogo wpadł mamrocze jakieś niewyraźne przepraszam i wybiega czym prędzej z księgarni. Po chwili zza regału wychodzi starsza, dobroduszna kobieta o szerokim uśmiechu, Jej małe niebieskie oczka mrugają szybko na mój widok. W ręce trzyma dwie książki i rozgląda się nerwowo.
- A gdzie ten chłopak? - pyta, a ponieważ w pobliżu jestem tylko ja, to najprawdopodobniej też i ode mnie spodziewa się odpowiedzi.
- Yyyy .. właśnie wyszedł- odpowiadam z przepraszającym uśmiechem.
-A-ale co z książkami?!  - pyta oburzona właścicielka - Przecież zapłacił za nie z wyprzedzeniem!
 Już w chwili gdy moje usta się otwierają żałuję tego co chcę powiedzieć.
- Em... ja .. ja mu je oddam , proszę pani. Chodzimy razem do szkoły.
Kobieta mruga znowu oczami parę razy aż w końcu uradowana, że problem sam się rozwiązał wręcza mi trzymane książki i znika za regałem. Nie wiem skąd u mnie ten poryw dobroci. W szczególności dla gościa, który mimo iż nazywał się moim najlepszym przyjacielem ( jedynym jakiego miałam w pewnym momencie) całkowicie się ode mnie odwrócił. Nie odzywał się. Nie odpowiadał. Nie reagował. Nic. A ja się właśnie z własnej woli zgłosiłam na ochotnika by dostarczyć mu książki. Wzdycham zrezygnowana i szybki krokiem wychodzę na ulicę. Może będzie jeszcze w pobliżu albo zdążył się już zorientować,że zapomniał książek? Niestety szczęście tego dnia ponownie mi nie dopisało. Nigdzie nie widać Severusa. No nic. Po namyśle wkładam książki do jednej z toreb i powracam do swoich zakupów. Najwyżej oddam mu je wieczorem. Nie napawa mnie to zbytnią radością. Nie dzielnicy w której mieszka, mimo iż od wielu lat się tam nie zapuszczałam. Wspomnienie jego domu, widziałam go co prawda tylko raz, ale mimo tego wciąż wzbudza we mnie strach. Do obejścia zostały mi już tylko trzy sklepy. Spoglądam na zegarek. Kurde. Za dziesięć minut miałam się spotkać z dziewczynami... Nie zdążę. Po raz kolejny wzdycham. Biorę ponownie głęboki wdech i ruszam w przeciwną stronę na spotkanie z przyjaciółkami.
Ann siedzi już przy stoliku w ogrodzie pod parasole, w naszej ulubionej kawiarni. W ręce trzyma gazetę. Pewnie Proroka. Dorcas nie widać na horyzoncie. Przysiadam się do przyjaciółki i wymalowując sztuczny uśmiech rzucam radosne 'cześć'.
-O. hej! - Mówi i uśmiecha się szeroko w odpowiedzi. Przez te prawie dwa miesiące lekko się zmieniła. Jej twarz nie była już tak ziemista, a oczy już nie takie smutne jak wtedy gdy ostatni raz się widziałyśmy. To dobrze. Może poukładała już swoje sprawy. Nie mam pojęcia co prawda jakie ale nie będę wnikać skoro sama nie chciała powiedzieć. Rozglądam się dokoła. Kawiarnia leży tuż przy głównym ruchu pieszych w takim miejscu, że widzi się prawie każdego kto przechodzi przez Pokątną.
-A gdzie Dorcas? - pytam
- Spóźni się - odpowiada cicho Ann,a uśmiech na jej twarzy lekko przygasa. Po chwili jednak dziewczyna odzyskuje rezon i zaczyna wypytywać o wakacje. Nie pozostaję oczywiście dłużna i też ją wypytuję. Nie wiedzieć czemu nie wspominam o wizycie Pottera w moje urodziny. Czasem w sumie wydaje mi się , że był to tylko miły sen, chociaż brudne talerzyki i okruszki na łóżku to raczej pewny dowód na istnienie tortu. Jakoś tak ten poranek był jakby wyrwany z rzeczywistości. teraz nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, że wpuszczam Pottera do domu, a co dopiero do własnej sypialni ubrana w samą piżamę! Nie to by było zbyt dziwne i za bardzo musiałabym się tłumaczyć. A jeszcze jeśli Dorcas by się o tym dowiedziała... śmierć na miejscu. Detektyw Dorcas Meadoves na tropie miłości, romansu i sensacji dodatkowo bawiąca się w swatkę. O nie. Nic też nie wspominam o pierścionku. Wiem, że nie powinnam trzymać tego w tajemnicy, ale co powiem Ann? Ej, słuchaj ktoś przysłał mi broszkę, która nagle stałą się pierścionkiem. Czasem grzeje, czasem ziębi. Aha, ma jakieś imię, a no i zmusza mnie do robienia nieostrożnych rzeczy. A no i nie mogę tego zdjąć. Dodawać też, że mało kto go widzi? No właśnie. Trochę kiepsko by było . Tym bardziej, że Ann od razu zrobiłaby aferę. A tego nie chcę ani ja, ani to coś na moim palcu, które zaczęło delikatnie pulsować gdy rozważałam, że opowiem o wszystkim przyjaciółce. Dorcas pojawia się prawie czterdzieści minut później z rozwianymi czarnymi lokami, opaloną na brąz buzią i mnóstwem kolorowych toreb.
Unoszę brwi do góry.  Czy nie miałyśmy razem iść na zakupy?
Przyjaciółka wita nas wylewnie. Śmiejąc się i mocno nas ściskając trajkocze w tempie karabinu maszynowego. Gdy jej wzrok podąża za moim na jej torby ponownie wybucha śmiechem. Wręcza nam po jednej z kolorowych opakowań, resztę zaś kładzie na szklanym stoliku . Po chwili z kieszeni wydobywa mały mieszek i posypuje kolorowy stos. Torby zmniejszają się w zawrotnym tempie i po chwili Dorcas spokojnie może włożyć je do malutkiej torebki, którą ma przewieszoną przez ramię. Spoglądamy po sobie z Ann. Widzę, że ona tez nie spodziewała się takiego tajfunu radości i nawijania na raz. Niepewnie zaglądamy do swoich toreb. Parę kosmetyków. Ostrożnie wypakowujemy zawartość. Pachnące mydełka. Jakieś kremy z egzotycznych roślin. Świece aromatyczne i płyn do kąpieli. Marszczę brwi i spoglądam na czarnowłosą.
-Eee dzięki Dorcas, ale .. czemu tak nagle obdarzasz prezentami?
- Oh! To nie są prezenty - przerwa na śmiech - To próbki! Kuzynka mojej matki właśnie przywiozła je ze swojej podróży, przyjaciółka ponownie się śmieje. Coś mi tu nie gra. Okey.. Dorcas bywa dziwna, nawet bardzo czasami ale.. tak zaśmiewać się bez powodu?
-Dorcas.. ee co brałaś? - pytam zaciekawiona. Nie denerwuję się już i nie dziwię. Jeśli padła atakiem jakiegoś żartownisia, to nie jest to przynajmniej groźne. Przejdzie jej pewnie za niedługo.
-Nic! - ponownie zaczyna się śmiać. Spoglądam na Ann. Niestety żadnej pomocy. Wstaję z krzesła i podchodzę do wciąż śmiejącej się czarnowłosej przyjaciółki. Chcę zajrzeć jej w oczy - wiedziałabym wtedy czy nawdychała się czegoś. Gdy jednak łapię ją za ramiona ... znowu coś się dzieje. Dorcas unosi się na krześle parę centymetrów i sztywnieje na moment i później opaść bezwładnie na krzesło. Wyglądało to tak jakby ktoś zastosował na niej defibrylator,czuję jak konwulsyjnie drga w moim uścisku, a przecież tylko złapałam ją za ramiona Ann nachyla się nad stołem spoglądając z niepokojem na Dorcas która, mruga niespokojnie oczami i niemo porusza wargami jakby chciała coś powiedzieć. Trwa to prawie minutę po czym przyjaciółka całkowicie powraca do normalności i zaczyna z nami normalnie rozmawiać. Nie pamięta co się jej stało ani od czego była tak rozbawiona. Pamięta, ze tu przyszła i rozmawiała z nami. Nie pamięta o czym. Jej pamięć nie zarejestrowała też tego dziwnego wstrząsu. Gdy wspominam o tym przy dziewczynach patrzą na mnie niezrozumiale. Dorcas rozumiem, była po wpływem czegoś ale Ann? Spoglądam na przyjaciółkę.
-Lily... - zaczyna spokojnie - przecież podeszłaś do Dorcas, potrząsnęłaś ją za ramiona a ona po chwili doszła do siebie. O jakim wstrząsie mówisz?

2 komentarze:

  1. Ojej. Grozą wieje, grozą...
    Lily altriustka, taaak...
    Tak, miałam nie zosatwiać komantarza pod każdą notką, taaaak. Spam. Spam. Spam.
    Ech, bredzę, późno już.
    Szal, S&s

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szal na przyszłość nie spamuj, tylko idź spać ;)
      Co do rozdziału to niezłe napięcie...
      Łatwo się czyta :D
      Szur, S,S&S

      Usuń