sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział szesnasty.

Nie jest to szczyt moich umiejętności ( znaczy no.. "umiejętności " ) pisarskich, jednak chciałam dodać coś, co pozwoli mi pójść dalej z moim pomysłem. Tym razem bez większych krawawych maskar.

Jestem koszmarnym prefektem.Bez zbytniego użalania się nad sobą , ale... po prostu nie nadaję się!! No bo jak mogłam zapomnieć zaprowadzić Pierwszorocznych ? No jak?! A jednak udało mi się. Właśnie wracam od Jeanette,Idealnej Prefekt Naczelnej, która w wielu słowach nie omieszkała opisać mojego stopnia głupoty, nieprzygotowania, tępoty etc. Niestety dla niej, spłynęło to po mnie jak po kaczce. Znaczy owszem, czuję się zażenowana swoim zaniedbaniem, ale ... jakoś średnio miałam ochotę wysłuchiwać co ma mi do powiedzenia Wiecznie Idealna po całym dzisiejszym dniu.. Skinęłam więc tylko z opuszczoną głową i ruszyłam przed siebie. Z lekką melancholią spoglądałam na korytarze, ruchome schody, portrety na ścianach ,zastanawiając się czy uda mi się ukończyć Hogwart. Niby mam jeszcze dużo czasu. Ale takich jak ja tutaj coraz mniej. Idąc w zamyśleniu pomyliłam korytarze, a schody na które weszłam przeniosły mnie w zupełnie inną część zamku. Jeszcze nie wydobrzałam na dobre i czułam się strasznie zmęczona. Było już późno, nogi uparcie domagały się odpoczynku, głowa pulsowała niemiłosiernie.Mimo iż tak właściwie nie udzielałam się dziś zbytnio fizycznie, to czułam się jakbym przeszła pieszo odległość z Anglii do Chin. Przecierając twarz, starałam się znaleźć jak najkrótszą drogę. Jasne, zdawałam sobie sprawę, że w Hogwarcie jest parę przejść, które by mi na pewno to ułatwiły, ale akurat nie mogłam przypomnieć sobie żadnego z nich. Szłam więc w zamyśleniu znaną drogą, powtarzając w duchu co, jako Prefekt muszę zrobić, by znów nie nawalić. No i co trzeba przygotować by roku szkolnego nie zacząć od jakiejś innej, gorszej może nawet kraksy. Jednak ostatnimi czasy nie mam zbyt dużego szczęścia i nie mogę żyć spokojnie nawet przez moment. Zza rogu dosłyszałam zbliżające się kroki i damski głos. Zmarszczyłam brwi. Byłam jedną z bardzo nielicznych osób , które chodziły jeszcze po zamku. W duchu zaczęłam przygotowywać sobie mowę, godną dobrego, dbającego o porządek Prefekta, żeby zganić jakiegoś pierwszoroczniaka,kiedy ukazał mi się cień postaci. Wysoka, damska sylwetka i burza gęstych, kręconych włosów... Cholera!! - pomyślałam, zagryzając wargi i wtulając się w zagłębienie między żelazną zbroją. Pech chciał, że Bellatrix Black wybrała akurat ten sam korytarz. Zacisnęłam palce na szacie i wstrzymałam oddech, by mnie przypadkiem nie zauważyła. Bel  mnie przerażała mimo, iż nie była jakoś bardzo ode mnie starsza. No i jeszcze jej nastawienie do osób mojego pochodzenia ... też jakoś nie wróży nam zbytnio przyjaźni w przyszłości. Dla zwiększenia efektu 'niewidzialności' zamknęłam oczy. Kiedyś słyszałam, że jeżeli sami uwierzymy w coś co nie jest prawdą, stanie się  to nią. Byłabym bardzo wdzięczna gdyby autor tej myśli się nie mylił. Wiadomo,wypadki chodzą po ludziach. A ja nawet nie mam przy sobie różdżki, której i tak bym pewnie nie użyła, ale zawsze to jakaś ewentualna możliwość obrony. Bell wyłoniła się zza rogu i skręciła w moją stronę. Szła pewnym, skocznym, trochę jakby tanecznym krokiem, co nie do końca do niej pasowało. A przynajmniej do mojego wyobrażenia o tej bezwzględnej Ślizgonce. W blasku pochodni widziałam wyraźnie jej promienny, lekko rozmarzony uśmiech. Dziewczyna mówiła do siebie:
-O tak! Spodoba Mu się! Na pewno... Będzie dumny. Zobaczy, że trafił mu się w szeregi ktoś wyjątkowy, mądry, utalentowany i tak oddany jak ja! - wyliczała na palcach z entuzjazmem.
- I dostanę tatuaż! Będę sławna. Będę najlepsza. Będę wszystkim. Może nawet on... mnie..- urywane zdanie zakończyła perlistym śmiechem, które rozniosło po korytarzu echo. Zadrżałam gdy przechodziła tuż obok mnie. Powieki trzymałam mocno zamknięte. Płuca paliły mnie od wstrzymywanego powietrza. W duchu modliłam się, by poszła sobie jak najszybciej. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu zniknęła z pola widzenia. Otrzepałam szatę ze ściennego pyłu i ruszyłam szybciej przed siebie. Drewniane coś, co z uprzejmości chyba  tylko nazwane jest schodami , nieoczekiwanie wydłużyło moją drogę "wysadzając mnie" na jednym z półpięter i ruszyło w inną stronę. Że też nawet schody potrafią być wredne... Nie oglądając się za siebie szybkim krokiem pokonywałam kolejny korytarz. Zapomniałam, że droga, którą szłam, była jedną z tych uczęszczanych głównie przez Ślizgonów. Szczęście nie trafia się człowiekowi dwa razy, tak więc z impetem wpadłam na idącą zza kolumny Bellatrix. Tym razem już się nie modliłam. Teraz błagałam w duchu o litość.
-Jak śmiesz! - krzyknęła piskliwie. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. Po namyśle zrobiłam jeszcze trzy kroki w tył. Nic mi to jednak nie dało. Dziewczyna złapała mnie za ramiona zbliżając twarz do mojej, Szare  oczy błyszczały z wściekłości. Nie wiadomo kiedy znalazłam się tuż przy ścianie. Za plecami miałam zimną powierzchnię, cegły wbijały się boleśnie w ciało. To jednak było pestką, w porównaniu z różdżką, wyciągniętą przez Bellę. Niech to będzie szybkie. Proszę. I żeby nie bolało. I żeby ktoś mnie znalazł. Skłonna byłam nawet dziękować za obecność w szkole wrednego woźnego. Może akurat będzie wkrótce tędy przechodził?
Dziewczyna zacisnęła  mocniej rękę na moim ramieniu, wbijając boleśnie w ciało swoje długie, kościste palce.
-No? Czego tu szukasz szlamo? Takie jak ty powinny siedzieć w dormitoriach. Albo lepiej w zimnych podziemiach. A i tak byłaby to łaska , ze strony NAS . CZA-RO-DZIE-JÓW, wiesz? - Syczała mi tuż przy policzku, przeciągając sylaby.
-No to może upiększymy cię jakoś, bo coś za brzydko wyglądasz, nawet jak na swoje pochodzenie... co by tu... a może by wypróbować.... no nie wiem,  coś zakazanego?- udała, że się zastanawia, przedłużając moment, w którym coś mi zrobi. Co sądzisz ... -  Odsunęła się ode mnie na wyciągnięcie ręki  Wyszeptała pod nosem zaklęcie. Jasny, czerwony płomień wypłynął z różdżki i ... wrócił do niej rozpoławiając ją. Bella wrzasnęła oszołomiona potrząsając kawałkiem drewna.
- Coś zrobiła?! Zapłacisz mi za to !Ty ruda, mała.. Aaaaaa!-  krzyknęła łapiąc się za kark i wypuszczając mnie z uchwytu. Wykorzystałam okazję i pędem puściłam się przed siebie.
***
- Jack? Hej, człowieku!! Mówi się! Jack!! Otwieraj! - dębowe drzwi piwnicy trzęsły się w zawiasach na skutek potężnego walenia. Chłopak dźwignął z trudem tułów i wymęczony spojrzał na zegar wiszący po drugiej stronie jego warsztatu. Było już dobrze po południu. Z westchnieniem zsunął nogi na podłogę i wlokąc się dotarł do drzwi, ubrany tylko w spodnie od piżamy.
-Czeeeeego ? - spytał zaspany, przekręcając klucz.Ledwo nacisnął klamkę, nieznacznie uchylając drzwi,a  do środka wpadł mu różowy huragan. Jack jęknął w duchu. Do jego spokojnego azylu wtargnęła najmniej proszona osoba na świecie. 
-Bert . Spaaadaj - jęknął spoglądając na starszą o piętnaście lat blond okropność. 
-Nie mów tak do mnie! I co ty tu w ogóle wyprawiasz, hmm? Wieki cię nie widziałam,! A ty mnie od tak wyganiasz, no! -kobieta zrobiła usta w podkówkę. Jednak jak zwykle foch w wykonaniu Bert nie trwał zbyt długo
-Zakazane księgi? I ...eee.. farbki? Serio musisz sobie znaleźć dziewczynę... Siedzieć w tym brudnym, ciemnym pomieszczeniu cuchnącym wilgocią...brrr. A jesteś przecież taki zdolny. Spokojnie mógłbyś opracować jakiś nowy eliksir polepszający urodę - mówiąc to potarła rękami piegowate policzki. 
-Berti serio.. nie widzisz,że ... ?
-Oh, no naprawdę, widzę Cie nie wiadomo jak rzadko, bo się zamykasz w tej swojej pustelni, a potem  nawet nie dasz z sobą porozmawiać. A przecież chcę dobrze, tak? Tyle mógłbyś zrobić dla potrzebujących kobiet!!
Jack z trudem panował nad sobą. Miał ważne zadanie do spełnienia, a obecność ciotecznej kuzynki stawiała powodzenie misji pod dużym znakiem zapytania. Podszedł więc do niej i sugestywnie położył ręce na łopatkach, popychając szarpiącą się kobietę w stronę drzwi.
-Wybacz... właśnie opracowuję pewien projekt, próbuję stworzyć eliksir, który... dodaje skórze...ee... świetlanego blasku... i ten...no...upiększa..rozumiesz? - wymyślił na poczekaniu.
-Oh! To wspaniale! Wreszcie postanowiłeś się nawrócić! Mogę obejrzeć? - krzyknęła szarpiąc się z nim, i rozglądając w koło.
- Eee nie, bo widzisz... on uczula. Coś jest nie tak z jednym składnikiem i jeśli ktoś się zbliża do kotła, może dostać eee .. alergii... takie brzydkie, czerwono ropne bąble, wysypka i w ogóle, odradzałbym ci.
-Ojej!Jaka szkoda! - posmutniała . Chłopak skorzystał z okazji, ponownie lekko ją popychając. Niestety nie znał innego sposobu. No może znał, ale nie należało tak się zachowywać wobec kobiet.
- Jejunciu.... - mruknęła, przykładając palec do ust jak mała dziewczynka - Nic dzisiaj dobrego mnie nie spotyka! Najpierw ta masa idiotycznych zgłoszeń do Ministerstwa w sprawie naruszeń bezpieczeństwa, rany ile z tym było durnej roboty! A teraz.. Jack przystanął obracając ją i przybliżając się do jej twarzy. Starał się mówić wolno i wyraźnie.
-Betti.. jakie zgłoszenia ? Co się działo?!
- Oh ha ha ha - zaśmiała się nerwowo zaskoczona tak małą odległością między sobą a krewniakiem. - No ... nic nie wiesz? Spojrzała na niego zdumiona. Napadnięto na Hogwart! Znaczy... chwila.. Nie... Nie Hogwart... Na.. czekaj ...Peron? Węża? Jakoś to tak.. to.
-Myśl! - krzyknął potrząsając nią.
- No bo to jakoś takoś to było.. Nie stresuj mnie! Chodziło o jakiś przejazd, i dym, i szlam i ohh... nie pamiętam!! - krzyknęła.
-Jakim cudem możesz być jedną z głównych sekretarek w Ministerstwie i nie wiedzieć takich rzeczy?!..Chwila, który dzisiaj?!
-Eee pierwszy?
-Jasny gwint!- chłopak walnął się w czoło i czym prędzej zaczął się ubierać.
-Heeeej! Jack!! - wrzasnęła piskliwie, gdy chłopak złapał gumkę od spodni by je ściągnąć.
-Co? - mruknął nerwowo.
-Nooooo! Ooo! O! - wskazała na dolne partie jego ciała, ledwo osłonięte piżamą.
-To wyjdź - szepnął uśmiechając się nieszczerze, opuszczając troszkę spodnie.
 Gość czym prędzej zniknął za drzwiami, pozostawiając  po sobie w pokoju słodkawy zapach.

***

Biegłam aż do portretu Grubej Damy, gdzie dotarłam sapiąc jak lokomotywa. Po tysiąckroć dziękowałam wszystkim mocom na niebie i ziemi za uratowanie życia. Z ulgą oparłam się o zimną ścianę, starając się uspokoić swój oddech.
-Wchodzisz czy nie wchodzisz, to nie jest dziura w ścianie! Jestem umówiona z...- burknęła Gruba Dama obok mnie.
-Tak. Tak już. - powiedziałam, wolno nabierając powietrza. Odepchnęłam się od ściany i stanęłam na wprost obrazu.
-Hasło ? 
-Eeee - zająknęłam się, klepiąc rękami po kieszeniach. Dla pewności zapisałam sobie hasło na pergaminie by nie zapomnieć. Dama chrząknęła znacząco. Ręce drżały mi gdy przeszukiwałam spodnie. Cholera nie! Nie..Proszę...Nieeee  Na prawdę myślę, że mój pech powinien wiedzieć gdzie leży granica wrednego ludzkiego pecha, a gdzie zakrawa to już na fatum i zwykłą tragedię. Spojrzałam bezradnie na namalowaną kobietę.
-Bez hasła nie wpuszczam- odparła.
-Mam tu spędzić noc? - spytałam przerażona\wizją ciemności, i zimna kamiennych ścian.
-Jeśli nie podasz hasła to owszem.
- No to chyba skorzystam z oferty podłogowych noclegów - mruknęłam zrezygnowana, siadając pod ścianą i przytulając rękami kolana do klatki. Po chwili usłyszałam kroki ... znikąd? Przetarłam zaspane oczy. Coś ewidentnie się zbliżało. Nagle, na korytarzu pojawiła się butelka Kremowego Piwa, która spadła na posadzkę z głośnym brzdękiem. Uszczypnęłam się w rękę. Nie spałam. 
-Co ty wyrabiasz! - dało się słyszeć z korytarza. Z trudem podniosłam się na nogi. Dziwny rodzaj ducha? Jakieś niewidzialne skrzaty? Kroki zbliżały się w moją stronę. Nie miałam niczego pod ręką. Z resztą jak mierzyć się z kim kogo nie widzisz? Jeszcze bez różdżki? 
-Łoooooo... Liluś! Heeeeeej - zawyło ,coś tuż koło mnie. Znałam ten głos. Wyciągnęłam rękę przed siebie i natrafiłam na coś śliskiego. Szarpnęłam mocno. W dłoni zostało mi coś miękkiego. Moim oczom ukazały się dwa, sądząc po wyraźnym zapaszku mocno podbite, męskie osobniki.
-Ałłłłaaa! Kooooobieto! Wiesz jak cenne są te kłaaaki? - krzyknął Black łapiąc się za głowę.
-Pół Hogwartu je poooodziwia - dopowiedział robiąc z twarzą coś co miało  być chyba puszczeniem oczka.
-No cooo ty.. mnie nie przebijesz - mruknął Potter tarmosząc tak mocno swoją czuprynę, że aż przekrzywił sobie okulary.
- No to Liluuuuuś. Co Ty tutaj sobie...ee... porabiasz słońce? - spytał Syriusz, opierając się ręką tuż koło mojej głowy.
-Chyba widzisz - mruknęłam w  podłogę
Po korytarzu rozległ się donośny śmiech.
-Czyyyyyyyżby hasełka się zapomniało? - spytał trzepocąc rzęsami.
-Tak jakby! - powiedziałąm zirytowana.
-Tak trzymać mała! Wreszcie ryyyycha na perfekcjooonizacyzmie panny idealnej - powiedział, każde słowo poprzedzając donośnym klepnięciem w ramię.
-Oh no , powiedzcie po prostu jak brzmi, ok? - spytałam błagalnie
- A gdzie ładne proszę? Black wyszczerzył ząbki zionąc  mi w twarz alkoholem.
Zostawiłam pytanie bez komentarza.
-Czeeeeekamy -ponaglił Black. Wzrokiem badałam podłogę. Gdyby chodziło o zwykłe 'proszę' o nie wahałabym się ani chwili, ale znając Syriusza będę miała przez niego jeszcze jakiś 'referacik charytatywny' do napisania. Mój wzrok padł na Pottera, który trzymał ścianę. Jedną ręką opierał się o kamień, zaś w drugiej trzymał prawie wykończoną już butelkę. Chwila... - nagle zaczęło mi coś świtać w głowie.
-Możesz sobie czekać! -odparłam Blackowi zadowolona, spoglądając jeszcze raz na trzymaną przez Pottera butelkę.
-Kremowe Piwo - powiedziałam do Grubej Damy, bez słowa zostawiając chłopaków za Portretem.

3 komentarze:

  1. Kocham go *.*
    Nie załapałam końcówki, ale późno już. Jak znajdziesz torchę czasu popoprawiaj literówki, bodostałam oczopląsu :[
    A poza tym extra-extra. Martwi mnie to, że teraz Bella pewni zna haslo do wieży. Zanjąc pecha Lilki... Ech.
    Branoc.
    Szalona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe :)
      Biedna Lilka :(
      Czekam na nn :*
      Szur :*

      Usuń
    2. Wiem wiem, już poprawiam, końcowe zdanie mi wycięło ;_;

      Usuń