wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział piętnasty



W połączeniu z deszczem, tą piosenką i filmem trochę smutnawo. Zapraszam do czytania!

James Potter obudził się gwałtownie. Był z tego powodu bardzo niezadowolony. Kto by był? Spał sobie smacznie, przewracając się na drugi bok.. wygrywał właśnie mistrzostwa w quidditchu, cała arena pełna braw, okrzyków, wszędzie transparenty, zachwycone okrzyki, a on mknie w powietrzu niczym jasna smuga, wyciąga rękę już czuje na opuszkach dotyk delikatnych skrzydełek znicza, już słyszy te brawa, te pochwały, te piski, nagłówki w gazetach kiedy... na głowę spada mu walizka Syriusza, a on razem z nią zzuwa się z kanapy i ląduje na twardej podłodze. Wypowiadając niecenzuralne słowa chłopak mruży oczy w ciemności. Stara się podnieść do pozycji siedzącej ale zanadto kręci mu się w głowie. Widoczność utrudniają też pęknięte okulary. Po raz kolejnych opisowo obrazuje co zrobi Syriuszowi i jego walizce, kiedy nagle zdaje sobie sprawę z dziwności sytuacji. Rozgląda się więc niespokojnie po przedziale. Nikogo w nim nie ma. Ręką rozciera bolące czoło i czochra włosy starając się jakoś zebrać myśli. Z tylnej kieszeni wyciąga różdżkę. Z ulgą stwierdza, ze nic jej się nie stało przy upadku. Przedział rozświetla nikłe, blade światło. Podtrzymując się kanapy wstaje na nogi. Z oddali słyszy stłumione głosy. Różdżka nie daje zbyt wiele światła, poruszając się pawie po omacku rozgląda się po przedziale. Nie tylko rzeczy Syriusza spadły. Szyby są tak mocno zaparowane, że nic przez nie nie widać. Jakby ktoś je pomalował. Chłopak przeciera je ręką, nie daje to jednak żadnego efektu. Marszczy mocniej brwi. Z oddali słyszy głośny huk i czyjeś krzyki. Podbiega do drzwi przedziału. Ze zgrozą zauważa, że również i one zaparowały. Zbliża twarz do szyby starając się coś dostrzec. Szklana powierzchnia pokryta jest jakąś ruchliwą mazią.Chłopak odsuwa się od niej z odrazą.
-Co do cholery?! - pyta waląc w drzwi, gdy nie chcą się otworzyć. 
-Aa-alohomora! - mówi.
Drzwi jednak nie mają zamka. Potter rozgląda się ponownie z konsternacją. Zdziwiony dostrzega kształt w kącie. Nie dowierzając własnym oczom podchodzi do rogu. Przed sobą ma chłopca. Na oko jedenastoletniego. 
-Hej mały - mówi przyjaźnie, mając nadzieję, że może on wie co tu jest grane. Przez myśl przechodzi mu, że może chłopaki wycinają mu kawał albo coś za to, że zajął całą kanapę. Chłopak spogląda na niego. Jest dużo mniejszy, ale ... jego oczy, czarne jak dwa węgle przyglądają mu się niepokojąco. Nie odpowiada.
Kurde, pewnie w szoku jest- myśli James pocierając głowę. Zdeterminowany by dowiedzieć się co jest grane, odczuwa nagły przypływ siły. 
-Okey, słuchaj, zostań tu, zaraz wszystko wyjaśnię. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - mimo iż nie ma takiej pewności to samo wypowiedzenie tych słów daje Potterowi wiarę,w powodzenie swojej misji.
Uśmiecha się do chłopaka i nadrabiając miną rusza w kierunku drzwi, które poddają się w końcu przy piątym uderzeniu. Wychodząc nie dostrzega, że oczy chłopca rozjaśniają się, gdy wyciąga on spod szaty drewniane pudełko i stukając różdżką w denko mówi:
-Czas zacząć zabawę.

***
James Potter niepewnie stawia nogi w ciemności. Lampy zgasły, różdżka nie rozjaśnia całego pomieszczenia. Ręka Pottera mocniej zaciska się na różdżce. Nagle słyszy głośny syk. Przerażony rozgląda się wokoło. Dostrzega najbliższy przedział. Dłonią mocno uderza o szklaną powierzchnię. W duchu klnie, że wybrali najbardziej oddalony od wszystkich przedział. W środku panuje głucha cisza. Dopiero po chwili dostrzega ,sięgające mu już do kolan, dymne smugi. W pierwszym ruchu chce odsunąć się od nich. Ze zgrozą uświadamia sobie, że nie ma gdzie. Dym jest wszędzie. Mocniej uderza w zablokowane drzwi, które o dziwo, pękają nagle z boku. Przez maż widzi znajomą sylwetkę. Pomaga przyjacielowi je otworzyć.
-Kiepsko nie? - pyta zdyszany Black
-Tak jakby - odpowiada Potter, z ulgą klepiąc kumpla po plecach. 
-Wiesz co jest grane?
-Nie
-A gdzie reszta?
-Mnie się pytasz? Wyszedłem jak tylko zasnąłeś.
-Ja tyle co się obudziłem więc..
Rozmowę przerywa im głos dobiegający znikąd. 
***
Jak wszystko nagle się zaczęło tak nagle skończyło. Remus znalazł przyjaciół gdy pomagali czwartoklasistkom pozbierać ich rzeczy. Wszędzie w koło panowała cisza. Black próbował parę razy zażartować dla rozluźnienia atmosfery ale na niewiele się to zdało więc zaprzestał. Gdy wszystkie rzeczy były już pozbierane, chłopcy ukłonili się i ruszyli w milczeniu ruszyli w stronę swojego przedziału. Remus nie skomentował wybitej szyby ani szkła w przedziale. Pociąg z wolna ruszył. Przyjaciele spojrzeli po sobie. 
-Gdzie byłeś? - przerwał ciszę Potter,spoglądając pytająco na Lupina
- Z Lily?
-Jak to?
- No wiesz.. byliśmy na zebraniu Prefek..
-Jesteś Prefektem?! - spytał Black nie dowierzając -JAK?!
Remus zmroził go spojrzeniem.
-No.. A z resztą.Nie ważne. Dostałem odznakę. Lily też była na zebraniu. Wyszliśmy razem. A potem tak jakoś.. to wszystko ..nagle
-Co z nią ? -spytał Potter
-No .. wiesz.. stara się jakoś trzymać - mruknął Lupin spoglądając w bok.
***
Wolno wychodzę z pociągu, ciągnąc za sobą rzeczy. Podążam przed siebie nie zwracając zbytnio uwagi na to co robię. 'Idę za stadem'. Gdy w końcu zaczynają docierać do mnie strzępy rozmów, mogę stwierdzić, że jedynym tematem na jaki rozmawiają są wydarzenia z pociągu i zastanawianie się nad losem 'biednych szlam'. Przy okazji słyszę też zapewnienia osób, rozmawiających między sobą :
'O tak, w naszej rodzinie zawsze byli czarodzieje"
"Nasz ród jest tak stary i czysty, że nie ma mowy o posiadaniu w rodzinie szlamowatych"
"Moja mama zawsze mówi, Henry, trzymaj się od szlam z daleka, nigdy nie wiadomo skąd się przywlekli i czemu'
Znowu mi niedobrze, ale idę dalej przed siebie. Znajduję przyjaciółki , ale jakoś tak.. trzymam się na uboczu trzymając ręce głęboko w kieszeni. Nie płynę z nimi w jednej łódce. Do Hogwartu wszyscy docierają w przerażającym milczeniu. Mgła pozostawia na naszych ubraniach nieprzyjemną wilgoć, ale nikt nie zwraca na to uwagi. W Wielkiej Sali dołączam do pozostałych. Potter stara się jakoś do mnie zgadać. przyjaciółki również mówią parę słów pocieszenia  Uśmiecham się niemrawo. Nic co mówi dyrektor nie dociera do moich uszu. Jedzenie dziobię widelcem aż jest tylko marną, kolorową papką.
***
Black z Potterem idą dziarsko korytarzem, lekko się zataczając, nie przyznając się do pijanej dwójki idzie Świeżo Upieczony Pan Prefekt. W rękach niosą butelki z Kremowym Piwem na później. Śmiejąc się rozmawiają o dawnych czasach.
-A wiesz... pamiętasz wtedy... Albo...O!Tak! To było na prawdę dobre. Albo Jak w przedziale zrobiliśmy w balona tego chłopca, który potem - śmiał się Black
-Co ?spytał gdy James nagle się zatrzymał
-No.. kojarzysz tego chłopca z przedziału?
Black marszczy brwi w zamyśleniu, starając się przypomnieć sobie o kim mówi Potter,
-Nooo - odpowiada po dłuższej chwili.
-Nie było go jak wróciliśmy, nie? - spytał Potter z niepokojem
-No nieeee . Ale peeeewnie siedzi teraz w ciepłym Pokoju Wspólnym gdziekolwiek trafił - Syriusz machnął ręką
-No własnie nie przypominam sobie by podchodził do Tiary - mówi James w zamyśleniu. Black przewraca tylko oczami.
-Bo on jest z czwartej klasy ? -odpowiada cicho Remus
-Taaak?! Nie wygląda... - Okularnik drapie się po brodzie.
-Oh przeeeeeestańcie biedne mammmmmki dla dzieci. Mówię wam, że się teraz grzeje przy kominku i nawet nie wspomni  w myślach o nas. Peter też sobie jakoś poradził. W prawdzie ... czekanie w kloooopach nie jest może najodważniejszym wyjściem ale... żyje, nie?
***
Peter Pettigrew siedział na łóżku w swoim dormitorium nerwowo gnąc róg pościeli. Okruszki ciasteczka wciąż znajdowały się na jego kanarkowej twarzy i piżamie. Nie zwracał jednak na to uwagi pochłaniając nerwowo zgromadzone łakocie. Serce wciąż mu łomotało w piersi, pot raz po raz oblewał twarz. W duchu wyrzucał sobie, że poszedł w pociągu do toalety. Gdyby tylko nie naszła go nagle taka gwałtowna ochota na cytrynowe żelki. Peter nienawidził dzielić się jedzeniem. A w szczególności słodyczami. Po ostatnim numerze chłopaków, którego skutki znosił do teraz, nie chciał ich częstować takim cennym skarbem.Gdy tylko więc miał ku temu okazję poszedł do toalety, tak by nikt go nie zauważył. Niestety pech jak zwykle dreptał mu po piętach, podążając za nim krok w krok. Gdy został sam w pomieszczeniu zasunął głośno zasuwę i wyciągnął spod bluzy paczkę sowich ulubionych, świeżutkich, żelków. Z lubością otwierał papier wdychając ich niepowtarzalny aromat. I wtedy właśnie wszystko zaczęło się chrzanić. Najpierw pociąg stanął tak gwałtownie, że aż upadł na kolana, upuszczając torebkę. Galaretkowe kuleczki rozsypały się po podłodze.
W chwili gdy wyciągnął rękę po ostatnią, leżącą tuż przy krawędzi kabiny do środka ktoś wszedł. Peter skulił się w sobie słysząc zduszone jęki. Mocno zgiął plecy, przybliżając twarz do otworu między końcem kabiny a podłogą. Przed sobą zobaczył małego chłopca w szacie. Postać jęczała , skręcając się. Przerażony Peter mocniej ścisnął swoją torebkę, tuląc ją do piersi jak pluszowego misia. Postać przed nim zwijała się coraz mocniej. Chłopak z przerażeniem stwierdził, że ona...rośnie. I zmienia się. Opanowała go nagła fala torsji. Chłopczykowi urosły długie włosy. Członki wydłużyły się. Dobiegł go trzask rozrywanego materiału. Nim Peter zdążył mrugnąć, przed nim stała postać dorosłego mężczyzny o czarnych, skręconych włosach. Na oko po czterdziestce. Mężczyzna cichym mruknięciem i lekkim ruchem nadgarstka odział się w czarny garnitur i białą koszulę. W lustrze poprawił śliwkowy krawat zanim przytknął różdżkę do gardła, rozpoczynając przemówienie

3 komentarze:

  1. Fajna muzyczka :), choć nie do końca pasuje mi do treści notki. Ech, Peter zawsze się w coś wpakuje. James kombinuje, kombinuje... Zobaczymy co będzie dalej... :)
    Szal, SS&S

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne i intrygujące :)
    Uwielbiam Jamesa i Syriusza xD
    Zawiało grozą...
    Żelek, szerzej znana jako Szur :*
    P.S. zapraszam na blackelyart.blogspot.com :D
    Mam nadzieję, że zajrzysz :D

    OdpowiedzUsuń